Hej :3 Dziękujemy za wszystkie Wasze komentarze i zapraszamy Was serdecznie do lektury czwartego już rozdziału :P
Hitori
A i ... My jesteśmy we dwie xP Piszemy to również we dwie ^^
Hitori
A i ... My jesteśmy we dwie xP Piszemy to również we dwie ^^
xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx
Spojrzała na zegarek. Wskazywał godzinę dziesiątą. Wyskoczyła z łóżka
i zbiegła po schodach jak najszybciej szykując się, po czym wyleciała z
domu. Death Street o tej porze była pusta, ale cały czas tak samo
przerażająca i tajemnicza. Wyciągnęła z kieszeni plan zajęć i spojrzała
na niego.
- Teraz mam angielski z jakimś Otisem... - pomyślała wbiegając na teren szkoły.
Chwyciła klamkę i wparowała do sali z niemym krzykiem.
- Dzień dobry Connor - usłyszała cichy, lecz złowrogi głos - Dlaczego się spóźniłaś?
Oczy Cassie skierowały się w stronę siedzącej samotnie przy oknie Angeli.
- Zaspałam - szepnęła kierując się w stronę przyjaciółki.
-
Zaraz, zaraz... - twarz Otisa wykrzywiła się w ironicznym uśmiechu -
Może usiądziesz z panem Samuelem? A pan James przesiądzie się do Harris.
- Że co?! - cała czwórka wrzasnęła niemal jednocześnie.
***
-
Proszę pana... a może dałoby się nas przesadzić? - spytała Angela ze
słodkim uśmiechem po skończonej lekcji - No bo wie pan...
- Nie pyskuj mi tu Harris! - wrzasnął.
Jej źrenice rozszerzyły się, a usta przybrały kształt "kociego pyszczka"
-
Prrrrrrrrrrrrrrrrrooooooooooszę! - dodała słodkim, cichutkim głosikiem,
jednak wzrok Otisa dawał znać, jaki będzie wynik tych "negocjacji"
- Cassie, może ty spróbujesz - szepnęła spuszczając oczy. Panna Connor odchrząknęła i wlepiła w niego swoje czarne ślepia.
-
Panie Otis - zaczęła z uśmiechem - Wiem, że to pan jest tu
nauczycielem, ale za jedno spóźnienie nie powinien nas pan tak karać.
Wystarczyłoby zwykłe zostanie po lekcjach...
- Ty podważasz mój autorytet! - zimny głos Otisa roznosił się echem po klasie.
- A... ale... - zaczęła cicho Angela
- Wypier... mi stąd! - wrzasnął, na co czwórka pędem opuściła salę, o mało nie zabijając się o futrynę.
***
-
Ale mnie ten Otis wkurzaa! - powiedziała po skończonych zajęciach,
kiedy spotkały się przy wyjściu - To jedyna lekcja, którą mamy razem i
myślałam, że będę siedzieć z tobą, a nie z tym czymś!
- Uspokój się Angie - odrzekła cicho Cassandra - Chociaż... to trochę dziwne... Nie zareagował na moją hipnozę...
- Myślisz, że... - zaczęła, lecz coś odwróciło jej uwagę - Ta Isabelle jest jakaś...
- Mroczna?
- Tak troszkę... i straszna... i tajemnicza...
Milcząc skręciły w Death Street, a następnie skierowały się w stronę swojego domu.
***
- Nie ma nic do jedzenia! - Angela posłała Cassie jedno ze swoich najsłodszych spojrzeń - A ja jestem taaaka głooodna...
- Nie patrz tak na mnie - odpowiedziała z lekkim uśmiechem - Może pójdziemy do KFC?
Oczy An zaświeciły się jak dwie żarówki, a ich właścicielka uśmiechnęła się szeroko.
- No to na co czekamy?! - wyciągając Cassandrę za rękę, wybiegła z domu.
Po krótkiej wędrówce dotarły do baru.
- To co bierzemy? - spytała Angela z szerokim uśmiechem.
- Ja biorę kubełek skrzydełek i picie, a ty?
-
Ja to samo... Zajmij stolik, a ja zamówię. - Udała się w kierunku kas,
zaraz jednak zawróciła i podeszła z powrotem do Cassie - Wiesz co...
może ty zamówisz?
- Dlaczego? - spytała Connor
- Zobacz... - powiedziała Angela odwracając się i szybko udając do stolika stojącego najdalej od kas.
Cassie odwróciła się, a jej źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia.
-
Nie no, ich mi tu jeszcze brakowało - prychnęła w myślach podchodząc do
kasy - Dzień dobry - powiedziała chłodno - Poproszę dwa kubełki
skrzydełek i dwie duże Cole.
Sprzedawca, czyli Sam, podniósł głowę i uśmiechnął się, widząc kto zamawia.
- Już się robi, ślicznotko - spojrzała na niego morderczym wzrokiem, a on wyszczerzył zęby.
- Jeśli nie przestaniesz się tak głupio szczerzyć, to będziesz oddychał przez rurkę - pomyślała mrużąc niebezpiecznie oczy.
- Naprawdę - usłyszała w głowie jego głos po czym zrobiła niemal identyczną minę, co on.
- O cholera!
- Dobrze powiedziane... sorry... pomyślane
-
Możesz z łaski swojej zacząć chociaż realizować moje zamówienie? -
warknęła cicho. Otrząsnął się i uśmiechnął cały czas zdziwiony, choć
starał się to ukrywać
- Już się robi, ślicznotko.
Prychnęła jak rozjuszona kotka, zmroziła go wzrokiem i odeszła mrucząc przekleństwa pod nosem.
- Zabiję cię - powiedziała szorstko, kiedy już wróciła do stolika.
- Też cię kocham. Gdzie jedzonko?
- Zaraz przyniosą.
Przez chwilę panowało milczenie. Angela usiłowała spojrzeć szatynce w oczy, lecz ona wyraźnie unikała jej wzroku.
- Co się stało? - spytała w końcu przyjaciółkę (telepatia... super! XD)
- Hmm... jakby to... A tak! Okazuje się, że mam więź telepatyczną z tym idiotą Samem!
- Nie żartuj sobie! - pisnęła w odpowiedzi.
- Nie żartuję - warknęła - I co ja mam teraz do cholery z tym zrobić?!
- Nie wiem... Naprawdę nie wiem... Ale wiesz... skoro ty masz z Samem, to ja...
- Możesz mieć ją z Jamesem - dokończyła
Zapanowało
milczenie (i tu już dosłownie - żadnej telepatii). Nie odzywały się
oraz nie patrzyły na siebie zastanawiając się, co z tym faktem zrobić.
Na sali nagle również zapanowała cisza. Nie się nie ruszał, nikt się nie
odzywał. Dziewczyny rozejrzały się czujne i zarazem zdziwione.
- Coś tu jest nie tak - szepnęła Angela. Szatynka pokiwała głową i wstała, wiedziona dziwnym impulsem. - Co ty robisz?
- Ja... sama nie wiem... - wyjąkał- Ale coś mnie przyzywa... przyciąga do zaplecza...
Znów zapanowało milczenie, kiedy nagle coś szarpnęło Cassie i
zaciągnęło siłą w stronę schowka. Krzyknęła zaskoczona próbując stawić
temu czemuś opór, jednak bez skutku. "Ta siła" wrzuciła ją do
pomieszczenia zatrzaskującza sobą drzwi.
- Cassie! - wrzasnęła blondynka rzucając się za nią. Dopadła drzwi i próbowała je bezskutecznie otworzyć.
- Hej, co ty robisz?! - usłyszała głos Jamesa. On i Sam stali teraz za nią.
- Cassie tam jest - szepnęła z trudem powstrzymując łzy.
- Co?! - krzyknął Samuel i odepchnął Angelę.
Zaczął siłować się z drzwiami, lecz nagle przestał, gdyż usłyszał potworny krzyk.
- Wyciągnij mnie stąd!
***
Siedziała skulona w kącie między półką z przyprawami, a regałem z kurczakami. Przed nią stał jakiś mężczyzna.
- Córko - mówił niskim, głębokim głosem - Rozczarowałaś mnie. Myślałem, że jesteś mądrzejsza...
- Ty nie żyjesz... ty nie żyjesz... nie żyjesz... - mamrotała pod nosem, kołysząc się na boki i nie patrząc na niego. Mój ojciec do cholery jasnej nie żyje! - myślała. W tym czasie mężczyzna zbliżał się do nastolatki powolnym, aczkolwiek stanowczym krokiem. Jego twarz przypominała twarz obłąkańca.
- Zawiodłaś mnie! Teraz poniesiesz za to karę!
Uderzył ją w twarz, a ona krzyknęła z bólu i przerażenia.Rzadko kiedy się mała i nie miała kogo czy czego się bać. Ale na myśl o ojcu zawsze drżała ze strachu. Policzek i szczęka ją piekły, a w oczach miała łzy, lecz obiecała sobie, że się nie rozpłacze. Nie da mu tej satysfakcji.
Ojciec bił ją odkąd skończyła 4 lata. Za błahostki, a najczęściej kiedy był pod wpływem alkoholu. Matka nigdy nie stanęła w jej obronie. Zawsze to ona broniła ją, swoją siostrę Annę i brata Diego. Była najstarsza z rodzeństwa, więc traktowała to jako swój obowiązek.
Poczuła ostry ból w barku, a potem coś lepkiego zaczęło spływać po jej ramieniu. Po chwili zdała sobie sprawę z tego, że to krew.
- Cassie!- usłyszała krzyk Angeli i Sama.
- Pomóżcie mi! - krzyknęła im w myślach.
- Już idziemy! - odpowiedzieli jednocześnie i już po paru sekundach dziewczyna usłyszała, że próbują wyważyć drzwi.
Tymczasem zjawa złapała ją za gardło i siłą postawiła na nogi. Rzucił nią mocno o ścianę, a dziewczyna momentalnie osunęła się na podłogę. Nagle na widmo padło światło. Duch krzyknął przeraźliwie i rozpłynął się we mgle pozostawiając po sobie zapach konwalii.
Czytam = komentuję, bo tym naprawdę do pisania motywuję XD
Fajny blog! Zapraszam http://welcome-in-my-paradise.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzajebiste nie mogę się doczekać NR odkryłam tego bloga dzisiaj i mi się spodobał. xS
OdpowiedzUsuńzajebistyyy rozdział czekam niecierpliwie na następny rozdział. :DD
OdpowiedzUsuń